Parytety: równość reprezentacji czy nerwowa wojna płci?

Zbliża się Dzień Kobiet, więc zakładam, że na łamy mediów wróci tematyka genderowa w odmianie politycznej, czyli mówienie o parytetach. Wcześniej pisałam już, że nie wierzę w zmuszanie kobiet do interesowania się polityką, wierzę natomiast w zachęcanie kobiet do podejmowania aktywności publicznej. Nie lubię narzekania na niedostatek liczbowy kobiet w poszczególnych ugrupowaniach politycznych (patrz: blog Anny Krawieckiej), denerwuje mnie lamentowanie nad brakiem właściwych kandydatek na listach wyborczych.

W czasie ostatniej kampanii samorządowej (wraz z moimi sympatycznymi koleżankami) rozdawałam materiały wyborcze na głównej ulicy Kielc. Namawiałyśmy do głosowania na kobiety, niezależnie od reprezentowanego przez nie ugrupowania. Kto nam najczęściej okazywał niechęć? KOBIETY. Panowie zazwyczaj przyjmowali ulotki. Co więcej, niektórzy podejmowali dyskusję i dawali się przekonać do naszych argumentów, mimo że partia polityczna, którą reprezentowałyśmy, nie była (delikatnie mówiąc) ich ulubioną.

Jakie są powody takiego stanu rzeczy? Pokazywałam moim studentom (płci obojga) funkcjonowanie stereotypów płci, ze szczególnym uwzględnieniem wizerunku kobiet, który utrwalony jest w polskiej kulturze (w reklamie, w języku). Doszliśmy wspólnie do wniosku, że walka o tzw. parytety jest trudna, jest to bowiem walka ze stereotypami, mocno zakorzenionymi w naszej świadomości, niezauważalnie (i niebezpiecznie) tę świadomość modelującymi. Dlatego myślę, że warto pokazywać pozytywne przykłady kobiet, które poświęciły się działalności publicznej i odnoszą sukcesy. Dobry przykład jest zaraźliwy.

O parytetach trzeba mówić, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. To na pewno spowoduje potrzebę zadania podstawowego pytania: dlaczego w kraju, w którym kobiety są większością, partie mają kłopot ze stworzeniem (wystarczająco „ukobieconych”) list wyborczych? Dlaczego wśród kadry zarządzającej jest mniej kobiet? Dlaczego kobiety ciągle mniej zarabiają? Może przy okazji takich debat do wielu przedstawicielek płci pięknej dotrze, że żyją w świecie rządzonym przez mężczyzn. I są siłą, z którą niekoniecznie trzeba się liczyć.

Nie jestem feministką. Nie wierzę w prawne regulacje, nakazy, sztuczne dopasowywanie się do polityki równościowej (typu zachodniego). Mam jednak nadzieję, że kiedyś w polityce polskiej zaczną obowiązywać parytety.

MĄDROŚCI i UCZCIWOŚCI.

PS 1. Mój przyjaciel przesłał mi link do pouczającego filmu, a ja zawsze dzielę się uśmiechem:).
Jednak kobiety różnią się od mężczyzn. I okazuje się, że jest to całkiem zabawne:).

PS 2. Rozmawiamy również „inaczej”:

PS 3. W Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego obecnej kadencji są 4 (CZTERY) kobiety. Na 26 (DWUDZIESTU SZEŚCIU) mężczyzn. W Świętokrzyskiem tzw. współczynnik feminizacji oscyluje wokół 106 (czyli na 106 kobiet przypada 100 mężczyzn), w miastach osiąga wartość 110.
PS 3. Dzisiaj przeczytałam w ogólnopolskim dzienniku, że 95% Polaków uważa, że nie ma dyskryminacji kobiet.
Może więc przemówią fakty? W polskim parlamencie proporcje są następujące:

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ten obrazek jest typowy”. Są to rzeczywiste proporcje płci we władzach politycznych (województwa):
Przeczytaj też raport Instytutu Spraw Publicznych „Kandydatki w wyborach samorządowych w 2010”: kliknij tutaj.

 

 

Zastanawiasz się, dlaczego tak się dzieje? Zobacz film o postrzeganiu kobiet we współczesnej kulturze:
http://video.google.com/videoplay?docid=-1993368502337678412