Z dala od polityki… to hasło obecnej kampanii samorządowej PO. Bardzo słuszne, ale czy możliwe?

Wiadomo, że najbardziej ludzi dzieli religia i polityka. Słowniki języka polskiego zazwyczaj podają, że polityka to „ogół spraw państwowych; działalności rządu, partii, organizacji itp. zmierzająca do osiągnięcia określonych celów, zrealizowania zamierzonych planów w dziedzinie społecznej, wojskowej, gospodarczej i innych”, polityk natomiast (dawniej uważany za męża stanu, osobę szlachetną, pracującą dla innych) to ktoś, ‘kto uprawia politykę, także zawodowo, bierze czynny udział w pracy politycznej’. Z przykrością należy odnotować deprecjonowanie się (degradację) znaczenia tego słowa: politykowi coraz częściej przypisuje się cechy negatywne, takie jak przebiegłość, spryt, nieuczciwość, cwaniactwo. W polszczyźnie (czego dowodzą teksty prasowe pojawiające się w okresie przedwyborczym) polityka widziana jest metaforycznie i przedstawiana jako wojna, konflikt zbrojny – z podziałem na fronty, wodzów, walczących żołnierzy/przeciwników/wrogów i typowe dla kampanii zbrojnej elementy (podchody, bitwy, batalie). Na czele każdego frontu wojennego (a więc na polu politycznej bitwy) znajduje się zawsze osoba dowodząca – wódz, przywódca/naczelny strateg. Sam zaś polityk w czasie kampanii wyborczej przeradza się w bezwzględnego wojownika, dla którego walka (zwłaszcza podjazdowa) staje się podstawowym elementem politycznej strategii, a upokorzenie przeciwnika (także słowne) celem, który umożliwia zwycięstwo.
Czy uprawianie polityki jest możliwe bez walki? Nie sądzę. Czy hasła typu: „Dosyć partii w samorządach”, „Z dala od polityki” są realne? Na pewno nie, ale my przecież chcemy wierzyć w zapewnienia, nawet jeśli są one nierealne i stanowią element gry.

Wojna właśnie się zaczyna… a może nie?